Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Klątwa[nazwa robocza]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Książka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Śro 20:06, 13 Mar 2013    Temat postu: Klątwa[nazwa robocza]

Uprzedzam, że choć mój fanfick nawiązuje do świata Nocnych Łowców (ang. Shadowhunters) wykreowanego przez Cassandrę Clare, postaram się w nim wszystko wyjaśnić, tak więc czytać może każdy - nawet jeśli nie zna książek Cassie.
Dla doznań wzrokowych załączam obrazek Hyde Parku nocą - [link widoczny dla zalogowanych]


PROLOG

Londyn, 8 kwietnia 1912 roku

Nieprzeniknione mroki wąskich uliczek w centrum Londynu rozjaśniały nieliczne elektryczne lampy. W powietrzu czuć było niezbyt przyjemny zapach wody płynącej w Tamizie. Wiatr lekko trącał gałązki starych drzew rosnących blisko mostu, w Hyde Parku.
Miasto spało. Nieliczne światła przenikające przez matowe szyby licznych okien świadczyły o ciężkiej pracy żyjących za nimi obywateli. Policja patrolowała mosty i ulice, ale przy odrobinie szczęścia i umiejętności można było umknąć przed ich spojrzeniami.
James Penhallow stał oparty o drzewo, starając się nie poruszać. Niecierpliwie pocierał nadgarstki o miękki materiał czarnej marynarki. Wyjął z kieszeni kamizelki zegarek na łańcuszku o dziwnej, pokrytej znakami tarczy. Westchnął, odczytawszy godzinę w świetle księżyca. Już miał odejść, gdy ciemny, bliżej nieokreślony kształt ukazał się na wąskiej parkowej ścieżce.
Gdy podszedł bliżej, James odgadł, że ma przed sobą wysokiego chłopaka mniej więcej w swoim wieku. Młody mężczyzna trzymał w dłoni długi, cienki patyk, od którego bił zimny błękitny blask.
- Witaj, Charles. Widzę, że jednak zdecydowałeś przestać marnować mój cenny czas - powiedział James, wrzucając zegarek z powrotem do kieszeni.
- W nocy też jesteś ironiczny? Dobrze wiesz, że musiałem pozbyć się długiego na milę ogona.
- Żaden z tych młodzików nie stanowił dla ciebie większego problemu, nie widzę więc potrzeby wspominania o takich drobiazgach. Dopiero otrzymali swoje pierwsze Znaki. Ja musiałem ominąć Elise, więc ani trochę nie bawią mnie twoje uniki. Masz to?
- Gdybym nie miał, po co bym przychodził? - spytał ironicznie Charles i podał konspiratorowi nieduże pudełko. Penhallow wsunął je do wewnętrznej kieszeni marynarki i zerknął w stronę mostu. Strażnicy zeszli zmienić wartę z nowymi, świeżymi żołnierzami.
James rzucił przybyszowi szybkie spojrzenie i pobiegł w stronę świateł. Od strony drogi dobiegł odgłos odpalanego silnika i ruszających kół. Gdy hałas się oddalił, Charles schował za pasek długi, lśniący patyk - stelę - i wyciągnął mały, zwyczajnie wyglądający kamyk. Pod wpływem dotyku skała rozjarzyła się światłem. Chłopak odwrócił się i zniknął za zakrętem parkowej ścieżki, a blask magicznego kamienia wraz z nim.
_______________________


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Śro 20:12, 13 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aurelie B.
Aktor Teatralny



Dołączył: 16 Sty 2013
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopane
Płeć: Artystka

PostWysłany: Śro 21:57, 13 Mar 2013    Temat postu:

Bardzo ładnie piszesz, lecz nie ogarniam, bo nie jestem w kontekście. Poczekam aż pojawi się więcej. Bo o tak niewielkim kawałku nie wiem, co myśleć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
N.
Killer dla uszów



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piekło
Płeć: Artystka

PostWysłany: Śro 21:59, 13 Mar 2013    Temat postu:

Pytanie nr. 1, porządny komentarz napiszę jutro/kiedyśtam.
Czy to pudełko to Pyxis? <:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Śro 22:05, 13 Mar 2013    Temat postu:

Nie, N., to nie Pyxis. Nie powiem ci, co dokładnie, ale chodzi raczej o zawartość pudełka niż o samo pudełko. Ważne są też czasy, w których to obsadziłam. Szczególnie ten rok Wink
Postaram się wstawić 1. rozdział w piątek, ale nie obiecuję. Czekamy na Yap Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuba
Krytyk muzyczny



Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Artysta

PostWysłany: Śro 23:19, 13 Mar 2013    Temat postu:

Aaa. Data, czyli coś koło katastrofy Titanica. Tak, to był kwiecień 1912 roku.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Nie 21:44, 17 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Wędrujący Duch



Dołączył: 03 Wrz 2012
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północny wschód
Płeć: Artystka

PostWysłany: Czw 19:10, 14 Mar 2013    Temat postu:

Ciekawie się zapowiada. Smile Choć mało tego, trudno się na razie zorientować. Uwielbiam Cię za brak błędów! ♥
Jeszcze! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap_Snow
Aktor Teatralny



Dołączył: 16 Sty 2013
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopane
Płeć: Artystka

PostWysłany: Pią 19:16, 15 Mar 2013    Temat postu:

Bez błędów, trochę! mało...
Zapowiada się ciekawie. Stela, znaki... A ja wiem, o co chodzi! ^^
I ironiczny Charles <3 . Ach.
Wstawiaj pierwszy rozdział! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Pią 19:28, 15 Mar 2013    Temat postu:

Zgodnie z obietnicą Smile
Ach, Kuba, czy ty musisz wszystko rozgryść? To niesprawiedliwe! xd
Mam nadzieję, że nie ma błędów. Uważam, że nie tylko fabuła, ale i styl napisania tekstu i brak błędów świadczą o pisarzu. Mogłam jednak zawsze coś przeoczyć.
Dzisiejszy rozdział jest wprowadzeniem do świata Nocnych Łowców. Akcja pojawi się w następnym. Enjoy! Wink

ROZDZIAŁ 1.
WPROWADZENIE DLA SŁUŻBY


Londyn, 15 kwietnia 1912 roku

Diana Herondale przechyliła lekko rondo kapelusza, by osłonić oczy przed oślepiającymi promieniami wiosennego słońca. Ciemność panująca w budynku kina ustąpiła jasności ciepłego popołudnia, jednego z pierwszych takich w tym roku. Noc była lodowata, temperatura spadła bardzo znacząco. Miło było poczuć w powietrzu zmianę, zapowiedź nadchodzącego maja.
Diana złapała pod rękę swoją młodszą siostrę Felicity. Z daleka obie wydawały się identyczne - pomijając może tylko kolory sukien. Z bliska można było jednak zauważyć, że twarz Felicity jest odrobinę bardziej okrągła niż Diany, która była smuklejsza i wyższa o kilka centymetrów. Obie panny miały zwinięte w koki, kręcone włosy, chociaż różniły się one barwą. Starsza z nich odziedziczyła fale w kolorze starego złota, młodsza zaś zdjęła nakrycie z głowy i wystawiła czarne jak noc pukle ku błękitnemu niebu.
Razem zeszły po schodach na kostkę i poczekały, aż podjedzie pod nie granatowy ford. Wsiadły do środka, przytrzymując mocno kapelusze, by wiatr ich nie zwiał gdzieś daleko.
- I jak film? - spytał z ciekawością Brian, kierowca i lokaj pana Herondale'a. Wyglądał na około 20 lat i był całkiem przystojnym, choć chyba nieświadomym swojej urody chłopakiem o orzechowych oczach i wysokim czole. Odgarnął do tyłu luźne kasztanowe pasma grzywki, które umknęły widać rano próbom ujarzmienia brylantyną. Felicity zarumieniła się, gdy ich oczy się spotkały.
- Och, całkiem dobrze. Powinni trochę popracować nad fabułą, ale sam koncept bardzo nam się podobał - odpowiedziała z zapałem Diana. - Felicity twierdzi, że historia była bardzo romantyczna. Nieprawdaż, Fel?
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko złapała rękę starszej siostry, mocno zaciskając palce na lewym nadgarstku. Blondynka zmarszczyła brwi, ale dała za wygraną.
- Jedźmy, Brianie. Podobno Michael ma dziś zadzwonić z Ameryki, a wiesz, jak chcę z nim porozmawiać.

***

Ford zajechał pod budynek Instytutu. Gmach kościoła otoczono w dawnych czasach ogrodzeniem złożonym z żelaznych żerdzi, ale zgubny wpływ minionych chwil doprowadził je prawie do ruiny. Przy zdobnych łukach stał z pędzlem kapiącym wciąż olejną farbą Carol. Zanurzył narzędzie w kuble pełnym czarnej mazi i poprowadził grubą pionową linię wzdłuż prętu.
- A czemuż to malujesz płot, Carolu? Przecież i tak już niedługo trzeba będzie wstawić nowy.
- Pan Jonathan wzmocnił metal Runami. Mówi, że powinien wytrzymać jeszcze co najmniej trzydzieści lat.
Rzeczywiście, ogrodzenie wyglądało dużo lepiej, jednak Jonathan Herondale nie był typem dbającym o mało znaczące szczegóły życia. Pewne było, że musiało się coś stać, skoro zajął się czymś tak przyziemnym.
Faktycznie, skóra Carola była lekko czerwonawa w okolicach oczu. Był starym, wiernym sługą rodziny. Wyglądał na około pięćdziesiąt lat, nosił zawsze elegancki uniform, a siwe włosy zaczesywał starannie do tylu. Znał wszystkie sekrety pana Jonathana.
- Carolu, mów, co się stało? Widzę, że nie masz humoru, a tata również nie zachował się zwyczajnie - nalegała Diana.
Służący wzruszył ramionami i spuścił wzrok. Zanurzył pędzel ponownie i machnął nim zamaszyście.
- W Clave już wszyscy wiedzą, więc czemu nie. Brianie, zostań i pomóż mi. Nie jestem już taki młody i boję się, że nie zdołam się schylić.
Młody lokaj złapał za drugi pędzel leżący na zwiniętych, pochlapanych oleistą cieczą gazetach. Diana i Felicity wbiegły na schody Instytutu Londyńskiego i weszły do środka.
Dla zwykłych ludzi posesja przypominała ruiny, ale przy możliwości przejrzenia zaklęcia spod obrazu kamienia na kamieniu wyłaniała się potężna twierdza będąca w rzeczywistości kościołem. Grube mury chroniły wnętrze przed atakiem. Światło dnia wpadało przez kolorowe witraże, oświetlając przestronną nawę główną z rzędami ławek ustawionymi po obu stronach przejścia. Dziewczyny wbiegły do środka i przeszły przez drzwi prowadzące do zakrystii. Jednak zamiast pokoju z szatami kościelnymi i księgami w skórzanych okładkach znalazły się w długim holu. Można się było domyślić, że miejsce to znajduje się częściowo pod ziemią, lecz na tyle wysoko, by wysoko położone okna dawały trochę światła.
Diana pociągnęła za sobą siostrę i przeszły przez kilka klatek schodowych i korytarzy, aż znalazły się przed masywnymi dębowymi drzwiami. Młodsza z dziewcząt zapukała ostrożnie w drewno.
Z drugiej strony dobiegło je szuranie, a następnie zasuwy ustąpiły, rozwierając się lekko.
Jonathan Herondale był wysokim, postawnym mężczyzną dobiegającym już czterdziestu siedmiu lat. Przystojny jak wszyscy w rodzinie, ciemne włosy przyciął w starym stylu z czasów królowej Wiktorii. Niebieskie oczy zamrugały, a grube brwi zmarszczyły się, gdy zobaczył córki.
- Wróciłyście już od ciotki? Miałyście wybrać się z nią na film.
- Tato, filmy trwają maksymalnie pół godziny, wiesz przecież - zwróciła mu uwagę Felicity. Pan Herondale nie zwrócił na to uwagi i przesunął się w drzwiach tak, by jak najbardziej zasłonić wnętrze izby.
- Co tam chowasz? - spytała Diana i zanurkowała pod ramieniem ojca. Jonathan obrócił się, próbując ją powstrzymać, ale stała już w środku, przyglądając się nadzwyczaj rzadkiemu zjawisku.
Na krześle siedziała trochę spięta młoda dama w stroju pokojówki. Stukała palcami o blat biurka, starając się jednocześnie nie zwracać na siebie uwagi. Rude włosy świadczyły o jej irlandzkim pochodzeniu.
- To Brit. Ma Wzrok, a ja postanowiłem ją nająć jako pokojową. - Ojciec wyglądał na zirytowanego zachowaniem córki. Felicity wychylała mu się nad ramieniem, obserwując przybysza.
- Proszę mi wreszcie powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - spytała Brit, patrząc to na pana Herondale'a, to na dziewczęta.
Jonathan westchnął i usiadł w fotelu przy kominku, w którym trzaskało wesoło spalające się drewno. Felicity usiadła na krześle i pociągnęła siostrę za rękę, aby i ta przestała chodzić po małej przestrzeni zastawionego meblami gabinetu kierownika Instytutu.
- Nie posługiwała wcześniej pani u żadnego Nocnego Łowcy, nieprawdaż?
Brit skinęła rudą główką i słuchała z ostrożnością.
- Nie ujawniamy się zazwyczaj Przyziemnym. Przyziemni to zwykli ludzie, pozbawieni talentów magicznych.
Brwi pokojówki uniosły się z niedowierzaniem.
- Czy dlatego znajdujemu się... w kościele?
Felicity zachichotała. Rodzina nie zwróciła na jej zachowanie uwagi.
- Po części. Widzi pani, oprócz Przyziemnych istnieją również Podziemni. To dzieląca się na rasy społeczność istot, które znają prawdę. Wyróżniamy spośród nich wampiry, wilkołaki, czarowników i faerie - wróżki, jakby to pani ujęła. No i są jeszcze demony.
Brit odchyliła się do tyłu na krześle, krzywiąc się.
- Myśli pan, że to zabawne?
- Ludzie nie mogą ich odróżnić od innych śmiertelników, ale osoby posiadające Wzrok rodzą się czasem wśród Przyziemnych. Wzrok mają też Nocni Łowcy, czyli my.
Ruda dziewczyna pokręciła tylko głową.
- Felicity, przynieś Kodeks - poprosił córkę Jonathan. Ciemnowłosa szesnastolatka wstała z krzesła i znikła w drzwiach. Po chwili można było usłyszeć odgłosy pośpiesznych kroków oddalających się korytarzem.
Herondale sięgnął do szuflady biurka i wyjął z niej długą stelę. Wyglądała jak lśniący patyk wykonany z matowego szkła.
- Nasza rasa zna Runy, które są częścią starożytnego dziedzictwa krwi. To czarownicy rzucają zaklęcia, ale my też umiemy to i owo.
Ułożył końcówkę kijka na szklanej kuli stojącej na blacie. Nakreślił na niej skomplikowany, piękny wzór i oderwał narzędzie od powierzchni. Znak rozbłysł, a kulka pękła, zalewając wodą stare gazety.
Brit otworzyła szerzej oczy. W tej samej chwili drzwi się otworzyły - stała w nich Felicity z obszerną księgą w skórze w rękach. Skrzywiła się.
- Ale bałagan. Nie można było rozbić talerza czy coś?
Zbliżyła się do ojca i podała mu tomiszcze. Jonathan otworzył je na odpowiedniej stronie mniej więcej na początku tomu i podał służącej.
Na barwnej ilustracji zajmującej całą stronę namalowano anioła unoszącego się nad lustrzaną powierzchnią jeziora. Trzymał w jednej ręce miecz, a w drugiej kielich.
- To anioł Razjel wynurzający się z jeziora w Idrisie, rodowitym kraju Nocnych Łowców. Wydarzenie to miało miejsce około tysiąca lat temu. Idris leży mniej więcej tak jak Szwajcaria, ale jest zamaskowany zaklęciami. W każdym razie przybył na wezwanie Jonathana, piewszego Nocnego Łowcy. To dość powszechne imię wśród nas. Na jego prośbę anioł zmieszał swoją krew z krwią ludzi i podał mu do wypicia zawartość pucharu. Naczynie nazwano Kielichem Anioła i jest jednym z trzech Darów Anioła...
- Tato, zagalopowałeś się - wtrąciła Diana.
- Fakt. Przepraszam. Chciałem jeszcze tylko dodać, że inna nazwa Nocnych Łowców to Nephilim. Ma pani jakieś pytania?
Brit siedziała cicho, poważnie zaszokowana. Spytała ponownie:
- Więc to dlatego mieszkacie w kościele?
- W Instytucie - podkreśliła Diana.
- Instytuty to miejsca zamieszkiwania Nephilim poza Idrisem, a także instytucje Rady. To najwyższa władza wśród Nocnych Łowców, określana również jako Clave - dodał pan Herondale i pociągnął łyk herbaty z filiżanki.
- Niech pani chwilę odpocznie - zasugerowała Diana. - W tym czasie pani Goodwill zrobi kolację, wtedy jeszcze porozmawiamy. Niech pani przemyśli, czy naprawdę chce podjąć tę pracę.

***

Pani Goodwill była pulchną starszą kobietą o zaczerwienionej od pary buchającej z garnków twarzy i czepku wiecznie tkwiącym na siwych, gładkich włosach związanych w nienaganny kok. Z pomocą Briana wnosiła do jadalni kolejne półmiski wypełnione wspaniałymi potrawami.
- Kaczka? - spytał zaszokowany pan Herondale, widząc centralnie ułożoną na stole potrawkę o smakowitym zapachu. - Pani Goodwill, dobrze pani wie, co sądzę o kaczkach. Nigdy nie ufaj kaczkom, tak mi powtarzali ojciec i wuj.
- Zapewniam pana, że upieczone nie wystawiają na próbę nikogo i niczego oprócz żołądków - zażartowała, ustawiając na stole dzbanek z herbatą z Indii.
Obie panny również spojrzały podejrzliwie na dzikiego wodnego ptaka, ale dały nałożyć sobie po słusznej wielkości kawałku na talerze.
Brit posadzono koło Felicity, z kolei blisko Diany usiadł ich młodszy brat Albert. Pan Jonathan nalał żonie filiżankę naparu, dolewając do niej kapkę mleka.
- A więc, czy jest jeszcze coś, o czym ci nie mówiłem, droga Brit? - spytał, wrzucając plasterek cytryny do zawartości porcelany.
- Nie mówił pan, co robią Łowcy - wyznała dziewczyna, krojąc ostrożnie mięso na talerzu, jakby nadal mogło ugryźć. Kierownik Instytutu miał zresztą ten sam wyraz twarzy, gdy nabrał obfitą porcję ziemniaków do ust. Odpowiedziała za niego pani Herondale:
- Tropimy i zabijamy demony, które przeniknęły do naszego świata. Najnowsza teoria starego Branwella mówi, że pochodzą one z innych światów, a nie piekła. Nie zmienia to jednak faktu, że uświadczysz wśród nich upadłe anioły, które można znaleść w Biblii. A poza tym, nie zostałyśmy sobie przedstawione.
Pod blatem kopnęła męża w łydkę. Pan Herondale przełknął i poprawił się:
- Brit, to moja żona, Seraphina Herondale. Sero, to Britt, Przyziemna ze Wzrokiem. Możliwe, że zostanie pokojówką u nas.
- Bardzo miło mi poznać - powiedziała pani Herondale, uśmiechając się uroczo.
Rudowłosa posłała jej nieśmiały półuśmiech i zadała kolejne pytanie:
- Zdecydowałam się podjąć tę pracę. Nie mam już rodziny, wszyscy zginęli w pożarze. Cieszę się, że znalazłam nowy dom pełen tak dobrych ludzi. Proszę mi powiedzieć, co muszę jeszcze wiedzieć o zwyczajach i rodach.
Pan Herondale uparł się, by wznieść z tej okazji toast, po czym zastanowił się.
- Może ty opowieszm Diano? Wiem, jak lubisz opowiadać.
Błękitnooka dziewczyna z namysłem odłożyła sztućce, po czym powoli odrzekła:
- Zachowujemy się raczej jak zwykli Przyziemni. Różnica polega na zwyczajach typowych dla Nocnych Łowców. Często mówimy na przykład "na Anioła!", gdy nas coś zaskoczy. Każdy Nephilim inaczej traktuje łowy, dla jednych są formą zabawy, inni myślą o nich poważniej. Jesteśmy dość rygorystyczni co do Prawa. Tolerujemy Podziemnych, ale raczej ich nie kochamy.
Ucichła i wyciągnęła przed siebie ręce. Na grzbietach i nadgarstkach majaczyły symbole podobne do tych, które pan Jonathan wyrył na szklanej kuli.
- To są Runy, inaczej zwane Znakami. Anioł przekazał je Nocnym Łowcom, by mogli działać szybciej i być silniejsi od Przyziemnych. Te tu, na wierzchach, to Znaki Widzenia i Wytrzymałości. Każde z nas otrzymuje je w wieku dwunastu lat. Potem, podczas szkolenia, uczymy się rysować inne, równie przydatne. Służy do tego stela, którą pokazał ci nasz ojciec. Każdy ma taką. Inne to na przykład Anielska Moc czy Iratze, który powoduje gojenie i leczenie się uszkodzeń. Tylko Nocni Łowcy mogą nosić Runy, na Przyziemnych stają się przyczyną przemiany w Wyklętych, złe istoty żyjące w wiecznym bólu, Podziemni umierają pod ich wpływem.
Mamy też coś w rodzaju cmentarza czy mauzoleum. Nazywamy mo miejsce Miastem Kości, ponieważ zostało zbudowane na prochach Nephilim, którzy polegli. Cisi Bracia, którzy tam mieszkają, wyglądają przerażająco, ale nie są groźni. To mędrcy i uzdrowiciele.
Jeśli dwóch przyjaciół kocha się na tyle, że są gotowi za siebie umrzeć - a taka więź jest wbrew pozorom rzadka - mogą odbyć ceremonię i zostają parabatai. Znaki rysowane przez parabatai mają większą moc, a twój parabatai czuje, jeśli dzieje się z tobą coś złego. Są czasem niczym jedna osoba. No, myślę, że to chyba tyle.

***

Następnego dnia rano wszyscy mieszkańcy Instytutu zebrali się na śniadaniu. Pan Herondale dostał od Briana gazetę poranną, a cała reszta rodziny jadła i gawędziła w przyjemnej atmosferze. Jonathan spojrzał na pierwszą stronę i skrzywił się, otwierając jednocześnie szeroko oczy. Zakrztusił się jajecznicą i minęła chwila, zanim odkaszlnął.
- Co się stało, kochanie? - spytała Seraphine, patrząc na męża z troską.
- Straszne, nieprzewidziane wieści - odpowiedział pan Herondale, mnąc papier w dłoniach. - Michael i Konsul nie żyją. Titanic zatonął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Pią 19:55, 15 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raphael
Aktor Teatralny



Dołączył: 10 Sty 2013
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:08, 17 Mar 2013    Temat postu:

No muszę powiedzieć, że mnie zaciekawiłaś. Co prawda gówno z tego zrozumiałem, a może to wina tego, że czegoś tam nie doczytałem.

Prolog świetny. Pełny mrocznego klimatu. Nie do końca wiadomo o co chodzi.

Co do pierwszego rozdziału to bardzo dobry. Dialogi pisane na luzie, emanujące humorem.

Styl świetny. Bardzo dobrze opisujesz. Porównania i metafory wręcz mnie wtapiają w ziemię.

Czekam na więcej. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap_Snow
Aktor Teatralny



Dołączył: 16 Sty 2013
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopane
Płeć: Artystka

PostWysłany: Nie 13:30, 17 Mar 2013    Temat postu:

NIGDY NIE UFAJ KACZKOM! ♥
A jednak, Titanic. Ukłony dla Kuby.
No, Nikusiu. Muszę Ci przyznać, że piszesz wręcz genialnie. I nie widziałam błędów! No, może prócz tego, że w pewnym momencie Brit zamieniła się w Britt. No, ale.
Styl fajny. Lubię Felicity. Btw, śliczne imię.
No i ten humorek, charakterystyczny dla Ciebie, moja droga :3 .
Jaram się, bo wiem, o co chodzi! *_*
Klimaaaaaat.
Faktycznie, rozdział wprowadzeniowy, czekam więc na rozwinięcie akcji.
PISZ!
Twa Yapka ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuba
Krytyk muzyczny



Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Artysta

PostWysłany: Nie 22:25, 17 Mar 2013    Temat postu: Ocena prologu i I rozdziału "Klątwy" - książki Nik

Stokroć wolę piszącego tak, jak to kiedyś modą stać się może, niż piszącego zgodnie z obowiązującą modą.

Georg Christoph Lichtenberg, Aforyzmy Lichtenberg

Dobrze pisać to znaczy czynić myśl widzialną.

Ambrose Bierce

No, Nike. Świetnie piszesz!
Prolog bezbłędny. Tylko to:"Gdy podszedł bliżej [...].". Nie zaczyna się zdania od "gdy". Może być "kiedy".

Rozdział I.

"Wsiadły do środka, przytrzymując mocno kapelusze, by wiatr ich nie zwiał gdzieś daleko."
Nie wiadomo czy wiatr miał zwiać dziewczynki, czy kapelusze, ale ok.


"Odgarnął do tyłu luźne kasztanowe pasma grzywki, które umknęły widać rano próbom ujarzmienia brylantyną."
Ja bym tutaj napisał tak:"[..] które widać umknęły[...].".

"Można się było domyślić, że miejsce to znajduje się częściowo pod ziemią, lecz na tyle wysoko, by wysoko położone okna dawały trochę światła."
Dwa razy "wysoko". Od kiedy okna dają światło? Wink

"Brit odchyliła się do tyłu na krześle, krzywiąc się."
Dwa razy "się". Lepiej tak:"Brit odchyliła się do tyłu na krześle, mając na twarzy grymas". Czy coś takiego. ;d

"- Niech pani chwilę odpocznie - zasugerowała Diana. - W tym czasie pani Goodwill zrobi kolację, wtedy jeszcze porozmawiamy."
"Pani". Może tak:"[...] W tym czasie dama Goodwill [...].".
I jeszcze kilka razy...

"Znaleść"?! Jejku, tym mnie rozwaliłaś! Musi być prze "ź" (Tak samo "rozgryŹć).

"NIGDY NIE UFAJ KACZKOM!". Och, jakie poczucie humoru. Smile

"Następnego dnia rano wszyscy mieszkańcy Instytutu zebrali się na śniadaniu. Pan Herondale dostał od Briana gazetę poranną, a cała reszta rodziny jadła i gawędziła w przyjemnej atmosferze. Jonathan spojrzał na pierwszą stronę i skrzywił się, otwierając jednocześnie szeroko oczy. Zakrztusił się jajecznicą i minęła chwila, zanim odkaszlnął.
- Co się stało, kochanie? - spytała Seraphine, patrząc na męża z troską.
- Straszne, nieprzewidziane wieści - odpowiedział pan Herondale, mnąc papier w dłoniach. - Michael i Konsul nie żyją. Titanic zatonął."


Ten fragment sprawia, że chce się dalej czytać. Ciekawe co ma Titanic do tego? Hm...

W ogóle nie jestem w temacie, bo nie czytałem tej serii, ale będzie dobrze.

Ogólnie masz super styl, przyjemnie się czyta. Czekam na więcej.

Pozdrawiam.
K.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Nie 22:38, 17 Mar 2013, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Pon 23:56, 18 Mar 2013    Temat postu:

Trudno się pisze w edytorze na telefonie, a jak się człowiek rozpędzi... xd


ROZDZIAŁ 2.

ZATONIĘCIE TITANICA I ŻAŁOBA PANNY HERONDALE

Ręka Felicity powędrowała do ust, zasłaniając grymas zaskoczenia. Pani Seraphina przechyliła filiżankę, tak że kilka kropli czarnej herbaty spadło na biały obrus. Jonathan zmiął rogi gazety w dłoniach, po czym złożył ją starannie i położył na stole jak najdalej od siebie, jakby cienki papier mógł gryźć. Wszyscy w pokoju, nawet mały Albert, patrzyli na Dianę. Ręce jej się trzęsły, gdy odsunęła od siebie talerz. Wstała gwałtownie i wybiegła z pokoju.
- Czemu panna Diana przejmuje się tak śmiercią Konsula? Nie rozumiem - szepnęła Brit do Briana godzinę później, trzymając w ręce ciężką skrzynkę z narzędziami. Młodzieniec reperował uszkodzoną rurę w Fordzie.
- To nie Konsul nią wstrząsnął. Była narzeczoną Michaela. Obaj byli Highsmithami, płynęli do Ameryki, ponieważ odkryli, że na statku zadomowił się naprawdę paskudny demon. Chcieli zapobiec śmierci dużej liczby Przyziemnych, a w razie problemów mieli użyć portalu utworzonego przez Magnusa Bane'a, czarnoksiężnika, by ewakuować się do Idrisu. Z bliżej nieznanego powodu wrócił tylko Bane.
- Zostawił ich?
- To bardziej skomplikowane. Gdy ktoś z Nephilim zapłaci czarownikowi za pomoc, nie może on nie dotrzymać umowy, chyba że wykonanie zadania byłoby niemożliwe. Pewnie państwo udadzą się w najbliższym czasie do Idrisu, by wybrać nowego Konsula. To było wielkie zaskoczenie dla wszystkich. Żaden z Highsmithów nie miał wrogów, a panicz Michael był bardzo młodym, nadzwyczaj zdolnym Łowcą. Ale cóż, jeśli to był Wielki Demon... Nie znam nikogo, kto pokonał jednego z nich.
Na obiedzie Diany nie było, a na kolacji zjawiła się cała w bieli. Nie rozmawiała z nikim, cała rodzina nie kwapiła się zresztą do konwersacji.
- Biel? - spytała kucharkę Brit, sprzątając po kolacji.
- Nephilim idą do boju w czerni, podczas żałoby i pogrzebów noszą biel. Na ślubach panna młoda zawsze ma złotą suknię, a do rytuałów wkładają czerwień. Trudno to na początku zrozumieć, ale z czasem wydaje się to jak najbardziej naturalne.
Tymczasem w części mieszkalnej Instytutu Diana zawiązywała wysokie, czarne kozaki. Była ubrana wygodnie - obcisłe spodnie i tunika przypominały trochę strój do jazdy konnej. Ubrania były ciemne, a na nagich ramionach odcinały się wyraźnie od bladej skóry Runy. Dziewczyna narzuciła kurtkę, złapała stelę i ruszyła szybkim krokiem w kierunku zbrojowni.
- Jeśli myślisz, że pójdziesz sama, to się grubo myślisz - zabrzmiał wysoki głos z głębi bocznego korytarza. Felicity wyszła zza rogu i przecięła drogę starszej siostry. Ubrała się do walki, a w rękach trzymała dwa serafickie miecze oraz trzy sztylety. Uśmiechnęła się, odsłaniając równe, białe zęby.
Diana westchnęła i złapała miecz oraz sztylet, które rzuciła w powietrze młodsza z dziewczyn.
- Powiedziałam Brianowi, że ma przygotować samochód. Gdzie jedziemy?
- Słyszałam, że Magnus Bane mieszka w Londynie, o ile nie wyniósł się do Stanów - wyjaśniła Diana, zbiegając po schodach Instytutu do Forda. Brian siedział już w środku, majstrując przy kierownicy.
- Liczysz, że znajdziesz go w mieście?
- Mamy tu jedyne Wrota na Wyspach. Drugie, których mógłby użyć, są w Nowym Jorku. Mamy pięćdziesiąt procent szans, że go znajdziemy. Nie muszę ci przypominać, że rodzice nie mogą wiedzieć?
- Jeszcze się pytasz.

***

- Magnus Bane? Tak, był tu taki jeden. Chyba siedzi teraz na górze, o ile się nie mylę.
Diana rzuciła złotą monetę barmanowi. Wilkołak wrócił do szorowania kontuaru szarą, wyblakłą ścierką.
Bar Podziemnych był blisko Wrót, była więc duża szansa na znalezienie tu czarownika. Dziewczyny wbiegły po schodach na górne piętro, nie dotykając poręczy. Pokój po lewej miał solidne, dębowe drzwi. Felicity stanęła na palcach i zapukała.
Czekały, ale w środku panowała cisza. Diana zacisnęła dłoń w pięść i zaczęła walić zapamiętale w dębowinę. Po chwili po drugiej stronie rozległy się kroki i dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Drzwi otworzyły się, w otworze ukazała się głowa mężczyzny o złocistej karnacji, która zdradzała wschodnie pochodzenie. Kocie oczy o pionowych szparach zmrużyły się niebezpiecznie.
- Nephilim? Dałem wyraźnie do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz ktoś mi przeszkodzi, oberwie ognistą kulą.
- Przepraszamy za przerwanie odpoczynku, ale mamy ważną sprawę.
- O tak, każdy tak mówi. A potem nie mam czasu dla siebie. Jeszcze trochę, a przestanę nadążać za modą! - ofuknął je czarownik. Czarne włosy opadały mu na wysokie czoło, niepoznaczone zmarszczkami, które powinien mieć już od bardzo dawna. - Jak mają panie na imię?
- Diana i Felicity Herondale - przedstawiła siebie i siostrę blondynka.
Brwi Bane'a powędrowały w górę.
- Herondale? Że też nie poznałem po oczach! Proszę, wejdźcie!
Zdzwione panny weszły do izby. Tapeta w odcieniu kanarkowej żółci biła silnie w oczy. Meble z ciemnego drewna stały pod ścianami: szafa, biurko pod oknem, podwójne łóżko o karmazynowej pościeli. Fotele obleczone w granatowy sztruks gryzły się z zasłonami dobranymi pod wściekłozielone poduszki. Przeź oparcie jednego z nich przerzucono niedbale fioletowy jedwabny garnitur i złotą kamizelkę noszącą ślady odbarwień.
- Woda morska okropnie wpływa na brokat - poskarżył się Bane, widząc, na co patrzą panie. - Zapomniałem się spytać, co was do mnie sprowadza.
- Czemu nas pan wpuścił, panie Bane? - spytała Felicity, siadając ostrożnie na pufie w paski.
Czarownik złapał za dzbanek z herbatą i postawił na mikroskopijnym stoliczku.
- Herbaty?
Diana pokręciła głową z rozdrażnieniem.
- Niech pan się nie uchyla, panie Bane.
- Proszę, Mówcie mi Magnus.
Usiadł na fotelu, zamieszał napój w porcelanowej filiżance w fikuśne kropki i westchnął.
- Znałem waszych przodków, lubię kilku krewnych. Czy to tak ważne? Wiążę z waszą rodziną dobre wspomnienia. Tak więc, jeśli można zacząć, co was sprowadza w moje skromne kąty?
Felicity spojrzała na Dianę, która utkwiła wzrok w ubraniu z dnia katastrofy.
- Michael Highsmith był moim narzeczonym. Chciałabym wiedzieć, co się stało na Titanicu.
Czarodziej patrzył na nią ze współczuciem wymalowanym na przystojnej, egzotycznej twarzy. Milczał chwilę, zbierając myśli, po czym zaczął wolno:
- Michael i Gordon skontaktowali się ze mną w sprawie demona na statku, który wiózł wielką grupę ludzi. W Europie wszystko było dobrze - nic nie potwierdzało, że przydałaby się interwencja. Wiedzieliśmy jednak, że najniebezpieczniejszym odcinkiem będzie Atlantyk. Gdyby nie upór Gordona, który regularnie używał Sensora, by monitorować poziom demonicznej aktywności - nie przypuszczałbym nawet, że pasażerom coś grozi.
Czwartego dnia rejsu, mniej więcej około szóstej, Sensor wykrył wzrost piekielnej energii. Rozdzieliliśmy się - Gordon sprawdzał okolicę pieców, Michael pierwszą i drugą klasę. Ja dostałem pokład. Po przeszukaniu stwierdziłem, że powinienem już wrócić na umówioną zbiórkę w holu pierwszej klasy. To była najpiękniejsza i najbardziej reprezentacyjna część statku, łatwo tam było trafić. Gdy wróciłem, zbliżała się dziewiąta. Razem z Michaelem czekaliśmy na Konsula prawie pół godziny, zanim zdecydowaliśmy się zejść po niego na ostatnie możliwe piętro. Dochodziła już dziesiąta, Sensor Michaela zwariował. Albo mieliśmy do czynienia z tysiącem demonów, albo to był któryś z Wielkich Demonów. Nie mieliśmy szans - już to wiedzieliśmy. Gordon wsiąkł pod ziemię.
Było już prawie wpół do, a przynajmniej tak myślałem. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że powinienem otworzyć portal póki mogę i przeprowadzić przez niego Michaela. Nic już nie mogliśmy zrobić dla jego wuja, ale on był nieugięty. Usłyszeliśmy jego jęk, wydobywał się jakby z korytarza po prawej. Michael próbował wbiec w ciemność, ale złapałem go i trzymałem z trudem. To była pułapka. Czym prędzej otworzyłem drzwi do Nowego Jorku. Wepchnąłem w nie Michaela, ale odbił się od niewidzialnej ściany. Każdy może używać portali, nie rozumiem, w czym rzecz. Michael zerwał się tymczasem na nogi i skoczył w korytarz prowadzący do pieców. Postąpiłem krok za nim, ale w tej samej chwili podłogą wstrząsnął wybuch. Teraz wiem, że doszło do uszkodzenia kadłuba. Usłyszałem krzyki ginących Przyziemnych. To nie góra lodowa uderzyła w statek - jestem tego pewny.
Byłem rozdarty między możliwością ucieczki a pomocą Highsmithom, ale było za późno. Komory tonęły w zatrważającym tempie. Próbowałem zaradzić tragedii, ale na próżno - nie mogłem rzucić skutecznego zaklęcia. Gdy woda sięgnęła mi powyżej pasa, dałem spokój i przeskoczyłem przez portal. Czekałem na Michaela lub Gordona. Żaden już nie wrócił. Po trzech godzinach wiedziałem, że nie żyją.
Magnus przerwał i upił łyk herbaty, nie patrząc na Dianę.
- Czemu Michael nie mógł przejść przez portal? - spytała Felicity. - Czemu twoje zaklęcia nie zadziałały?
Czarownik wzdrygnął się i odłożył filiżankę.
- Nie mam pojęcia. To pierwsza taka moja porażka. Znany jestem ze skutecznych czarów, nie to co niektórzy. Czułem się niemalże jak... Przyziemny.
- Ale otworzyłeś portal - zauważyła Diana. Bane uniósł ramiona.
- Mogłem uratować siebie, ale nie statek. A Michael nie mógł przejść przez drzwi. Gdyby coś takiego się właśnie nie wydarzyło, uznałbym, że to niemożliwe.
Osunął się niżej w fotelu. Widać było po nim zmęczenie - ciemne księżyce pod oczami przybrały głęboki odcień fioletu. Jeszcze raz pokręcił głową i westchnął.

***

Siostry wróciły do domu koło północy. Srebrzysta tarcza księżyca wisiała wysoko nad horyzontem, odbijając się w Tamizie. Brian pomógł wysiąść Felicity, która zarumieniła się i podziękowała trochę nazbyt piskliwym głosem. W drodze do sypialni Diana szturchnęła młodą w bark.
- Podoba ci się, nie?
Felicity zamrugała niewinnie.
- Troszeczkę.
- Nie wódź mnie za nos, bujasz się w nim po uszy. - Diana zamilkła, a po jej policzkach poczęły płynąć wartkim strumieniem łzy. Otworzyła drzwi swojego pokoju i wbiegła do niego, nie mówiąc już nic. Felicity spojrzała za nią zmartwionym wzrokiem. Zza ściany dało się dosłyszeć przytłumione łkanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap_Snow
Aktor Teatralny



Dołączył: 16 Sty 2013
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopane
Płeć: Artystka

PostWysłany: Czw 11:17, 21 Mar 2013    Temat postu:

Magnuuuuuuus! ^^
Herbaty? O taaaak, podoba mi się!
Pierwszy komentarz pod drugim rozdziałem, jestem z siebie dumna :3 !
Więc tak, kilka literówek, gdzieś pewnie jakiś mały błędzik, ale oj. Biedna Diana. No i strasznie ciekawie zaczyna się robić. Świetny pomysł z tym Titaniciem! To sprawia, że jeszcze bardziej chce się czytać.
I Magnus ^^ . Ej, świetnie się wczułaś w niego.
Normalnie jak oryginalny, tyle że Made In Nikeland.
Tak, mam dobry humor.
Pisz dalej, a Yapu będzie komentować! ^^
Więcej chcę.
Weny! :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuba
Krytyk muzyczny



Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Artysta

PostWysłany: Sob 20:33, 23 Mar 2013    Temat postu: Ocena II rozdziału opowiadania Nike, pt. "Klątwa"

Nie możliwością jest zniechęcić prawdziwego pisarza – mają gdzieś co mówisz, będą pisać dalej.
Sinclair Lewis


Kolejny rozdział jak zwykle wspaniały.

"Ręce jej się trzęsły, gdy odsunęła od siebie talerz. Wstała gwałtownie i wybiegła z pokoju.
- Czemu panna Diana przejmuje się tak śmiercią Konsula? Nie rozumiem - szepnęła Brit do Briana godzinę później, trzymając w ręce ciężką skrzynkę z narzędziami. Młodzieniec reperował uszkodzoną rurę w Fordzie. "

Jak dla mnie, za duży przeskok czasowy.
Trzymała w ręce? Chyba lepiej w dłoni.


"[...] podczas żałoby i pogrzebów noszą biel."
Tak jak w Japonii. :3

"Bar Podziemnych był blisko Wrót, była więc duża szansa na znalezienie tu czarownika."
Dwa razy "być". "Bar Podziemnych znajdował się [...], była więc [...]."
Już lepiej.Smile

Podoba mi się postać Magnusa Bane'a.

Biedna Diana. :'(

Masz bogaty słownik i super styl. Świetnie piszesz. Czekam na więcej.
Pisz dalej!

Pozdrawiam.
K.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Sob 20:38, 23 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Czw 21:29, 28 Mar 2013    Temat postu:

Fajnie jest usłyszeć, że ma się jakieś powołanie, które na dodatek bardzo się lubi. Jeśli ktoś chciałby sobie poczytać o Nocnych Łowcach, polecam [link widoczny dla zalogowanych]. W tym rozdziale możecie zauważyć wątek polityczny - mój ulubiony w powieściach, dzięki któremu nabierają smaczku Wink

ROZDZIAŁ 3.

KUZYN WAYLAND



Kuzyn Wayland zjawił się po trzeciej. Z płaszcza spływała mu obficie woda, a czarne włosy były kompletnie oklapnięte od wilgoci. Podał okrycie Carolowi i otrzepał się niczym pies. Pani Herondale pogładziła bratanka po ramieniu, ciesząc oczy jego widokiem.
- Jak się udała podróż z Southampton? Ostatnimi czasy pogoda nie dopisywała.
- Pogoda w Anglii nigdy nie dopisuje - skwitował Charles, który mieszkał na co dzień we Francji z rodzicami i dziadkami w Instytucie w Lyonie. - Ciociu, gdzie Diana?
- U siebie w sypialni.
Charles ruszył pośpiesznie korytarzem. Mniej więcej w połowie drogi wpadł na Felicity, która wyłoniła się z salonu.
- Charlie! A niech mnie! - zagwizdała cicho. Ostatni raz widziała Waylanda pół roku temu. Od tego czasu urósł o kilka centymetrów, chociaż nie powinien już się zmieniać. Niedawno celebrował dwudzieste urodziny. - Zapewne biegniesz do Diany?
- A jak myślisz, Felicity? - spytał zaczepnie. Brązowe oczy zamigotały niebezpiecznie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i otworzyła najbliższe drzwi po lewej. Zniknęła za nimi, mamrocząc coś o niegrzecznych krewnych.
Charles ruszył dalej. Przeszedł koło Briana, który okręcił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę. Brwi mu drgały - wyglądały niczym wyjątkowo ruchliwe dżdżownice.
Wayland złapał mosiężną klamkę i obrócił ją w palcach. Drzwi ani drgnęły. Westchnął i zastukał delikatnie w ciemne drewno.
- Wynoś się, Fel, bo wyjdę i złamę ci rękę!
- W ilu miejscach?
Chwila ciszy. Ułyszał kroki, aż w końcu gałka obróciła się, a drzwi uchyliły do środka. Intensywnie niebieskie oczy Diany ukazały się w szparze między framugą a drewnem.
- Charlie? To ty?
Chłopak uśmiechnął się i nachylił w płytkim ukłonie.
- Charles Wayland, twój kochany kuzyn, we własnej osobie.
Blondynka uśmiechnęła się przez łzy i rzuciła w objęcia krewniaka.
- Pół roku cię nie widziałam, myślałam, że jesteś w Idrisie i wykonujesz jakąś pracę dla Inkwizytora Fairchilda...
Inkwizytor był drugim najważniejszym urzędnikiem po Konsulu w Clave. Charles pomagał mu czasem przy ważniejszych projektach, ucząc się bardziej zawiłych praw Nocnych Łowców. Dawało mu to dużą szansę na to stanowisko w przyszłości.
- Wiem o Michaelu.
Krótkie wyznanie spowodowało nową falę płaczu. Sucha wcześniej stalowoszara kamizelka mężczyzny natychmiastowo zwilgotniała.

***

- Co cię do nas sprowadza, Charles?
Cała rodzina, nawet Diana w białej sukni, siedziała na kanapie lub w miękkich fotelach. Za oknem robiło się już ciemno, a ogień wesoło trzaskał w kominku. Blask płomieni tańczył po ścianach, zmieniając salon w spektrum odcieni czerwieni i czerni.
Wayland wyciągnął z kieszeni lnianą chusteczkę i otarł pot z czoła spowodowany długim siedzeniem blisko płonących polan.
- Słyszałem o śmierci Konsula. - Zerknął na starszą z sióstr, a widząc, że ma się w miarę dobrze, kontynuował wyjaśnienia. - Inkwizytor spotkał się piętnastego rano z kilkoma wysoko postawionymi w Clave ludźmi. Wiedzieli o wydarzeniach wcześniej, głównie dzięki Magnusowi Bane. Roztrząsywali kwestie praktyczne, a także wydarzenia na statku. Czemu Bane nie mógł uratować Highsmithów i takie tam.
- Nie mógł? - spytał z zaciekawieniem Jonathan.
- Rzucił zaklęcia na statek, ale nie podziałały. Ba, wrzucił Michaela do portalu, a ten się odbił niczym od ściany i wylądował na podłodze.
- Może to magia demona? - spytała Felicity. Miała zaczerwienione policzki, gdy spoglądała przez okno na Briana.
Albert został już wcześniej odesłany bezceremonialnie do łóżka przez matkę. Tupnął nóżką i wyszedł wściekły, że wyłącza się go z rozmowy.
- Może - zamyślił się Charles. - Ale to co najmniej podejrzane. Cała ta sprawa nawet z punktu widzenia Przyziemnych cuchnie na kilometr. Cóż mamy powiedzieć my?
Jonathan pokręcił głową z namysłem. Czoło pokryły mu zmarszczki i bruzdy zdradzające wiek.
- Inkwizytor powołał do życia grupę Nephilim zajmującą się tragedią Titanica - wyjaśnił Wayland. - To komiczne, kogo powołał na przewodniczącego. Jakby chciał zakpić z Michaela! Próbowałem go nakłonić do zmiany zdania, ale stwierdził tylko, żebym się nie wtrącał do jego gierek politycznych.
Diana usiadła gwałtownie na sofie. Wcześniej stała przy palenisku i co jakiś czas trącała pogrzebaczem szczapki sośniny.
- Kogo?
Kuzyn zerknął na nią niepewnie, po czym stwierdził, jakby nie chciał powiedzieć ze strachu na reakcję:
- Starego Penhallowa...
Dziewczyna parsknęła.
- On raczy sobie z nas żartować.
Seraphina położyła córce dłoń na ramieniu.
Wszyscy Nocni Łowcy wiedzieli, że stosunki między familiami Highsmithów i Penhallowów były w ostatnich latach dość napięte. Konsul obiecał Darrenowi Penhallowowi rękę swojej starszej córki, ale ona uparła się nie wychodzić za o dziesięć lat starszego mężczyznę. Gdy Andrea zmarła podczas walki z wampirem cztery lata temu, problem wcale nie zniknął.
W salonie zapadła głęboka cisza. Słychać było ciche walenie kropel deszczu o parapety. Niezręczne milczenie przerwał pan Herondale:
- Zespół do spraw katastrofy będzie pracował w Idrisie?
Charles pokręcił głową.
- Będą tu, w Londynie. Grupa ma się zatrzymać w tym Instytucie. O ile się nie mylę, niedługo dotrze list z prośbą o schronienie.
Felicity westchnęła.
- Cudnie. Penhallowowie na głowie.
- To nasz obowiązek - zwrócił jej uwagę Jonathan. Wywróciła tylko oczami.
- Dlatego Inkwizytor udzielił mi zgody na podróż - dorzucił Charles. - Mam pilnować Penhallowów poza Instytutem, a wy w środku. Według niego trzeba uważać na ich metody. Bywają... niekonwencjonalnie.

***

Rzeczywiście, list doszedł rano. Pan Herondale otworzył go i przeczytał na głos przy śniadaniu.

Drogi Jonathanie!
Mam nadzieję, żeś zdrów i w pełni sił zarówno fizycznych, jak i psychnicznych, ponieważ ściągam Ci na głowę mały problem.
O ile pamiętam, twoją starszą córkę i Michaela Highsmitha łączyła bliska zażyłość. Wiesz więc zapewne, że Konsul i Twój niedoszły zięć zginęli w katastrofie Titanica. Jest to dojmująca i napawająca smutkiem wieść. Trzeba jak najprędzej wybrać nowego strażnika praw Clave, zanim jednak zwrócę się do Ciebie z prośbą o przybycie do Idrisu, muszę poprosić o jeszcze jedną przysługę.
Powołałem zespół mający zbadać sprawę śmierci naszych przyjaciół. Nie miałem wyboru - zostałem przegłosowany w sprawie wyboru przewodniczącego. Został nim Darren Penhallow, którego wolałbym mieć na oku. Wiesz, że jego sposoby uzyskiwania informacji są w najlepszym razie budzące wątpliwości.
Penhallow postanowił zamieszkać tymczasowo z grupą Łowców w Twoim Instytucie. Mówi, że musi mieć jak najlepszy dostęp do sprawy, jaką daje możliwość wyrwania się z Idrisu, który znajduje się daleko od Atlantyku.
Wysyłam Ci Charlesa do pomocy. Wie wszystko, co mogłem mu przekazać.
Grupa będzie liczyć cztery osoby, do tego doliczmy Darrena i jego jedynego syna. Mam tam wtyki, których nazwisk wolę nie powierzać papierowi. W odpowiednim momencie pomogą ci, jak mogą.
Przepraszam za zrzucenie Ci bezceremonialnie wszystkiego na głowę. Wynagrodzę to jakoś podczas wyborów na Konsula.
Pozdrawiam

Dominic Fairchild,
Inkwizytor

P.S. - Uważaj też na syna Darrena. Jest przebiegły i urokliwy, gdy chce, ale w istocie to demon z piekła rodem.
P.P.S. - W dalszej części śledztwa udział weźmie również Magnus Bane. Na Twoim miejscu czym prędzej bym go poznał. Zawsze lepiej jest mieć w razie problemów czarownika po swojej stronie.


Jonathan skończył czytanie i odłożył złożoną kartę na bok. Sięgnął po wazę z mlekiem.
- Wygląda na to, że nie mamy wyboru.
Seraphina odłożyła sztućce i westchnęła.
- Dominic nie miał złych zamiarów.
- Ludzie! - przerwała im Diana, wściekle krojąc bułkę. - Dajcie spokój. To, że spotkało mnie nieszczęście nie oznacza, że nie można choćby zaprosić gości. Inkwizytor nie miał wyboru, to wina tego Penhallowa. Napisał, kiedy przyjeżdżają?
Herondale spojrzał ponownie na papier.
- Pojutrze.
- Zaprowadzę cię zaraz do Magnusa, jeśli chcesz. Byłyśmy u niego - zaproponowała Felicity. - To bardzo miła, choć trochę dziwna osoba.
- Podobno wyprawia niesamowite przyjęcia - uśmiechnął się pod nosem Charles.
- Nie wiem czemu, ale lubi naszą rodzinę - nie ustawała Felicity. - Mówił, że znał naszych przodków.
Rodzice wymienili ze sobą lekko zaniepokojone spojrzenia.
- Macie coś do powiedzenia? - zaciekawiła się Diana.
Nie odpowiedzieli.
__________________________

P.S. - Mam filmowego Magnusa Bane'a w podpisie Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Czw 21:32, 28 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Książka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin