Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Klątwa[nazwa robocza]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Książka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Raphael
Aktor Teatralny



Dołączył: 10 Sty 2013
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:58, 01 Kwi 2013    Temat postu:

Ok... Przeczytałem rozdziały i muszę Ci powiedzieć, że bardzo ciekawe.

Ciekawe na pewno pod względem technicznym. Tutaj jest wręcz miodzio. Te rozbudowane opisy, te proste dialogi na luzie jakby Ci ludzie naprawdę żyli i rozmawiali, a nie byli prowadzeni przez pisarkę.
Porównania jak zwykle cudowne. Jest ich dużo, ale czasem wręcz za dużo. Kobieto opisów i porównań nigdy dość, ale u Ciebie są na każdym kroku prawie (porównania). Czasem z nimi przesadzać. Co jak co, ale nawet z porównaniami można czasem przesadzić. Mimo to bardzo dobrze.

Co do fabuły - nie wiem co o niej myśleć. Niby jest ciekawa, ale czy wciąga? Na razie nic takiego się tam nie dzieje, bym czuł emocje i chęć do czytania. A może nie rozumiem tej fabuły? Ciekawa jest, na pewno mroczna. Postacie są różne.

Wątek polityczny powiadasz? Jestem za, tylko błagam Cię - stonowanie, byś z nim nie przesadziła.

Muszę przeczytać dokładniej te rozdziały, by zrozumieć tę fabułę. Pisz dalej, bo piszesz wybitnie. Czekam na więcej. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raphael dnia Pon 14:33, 01 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuba
Krytyk muzyczny



Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Artysta

PostWysłany: Pon 12:04, 01 Kwi 2013    Temat postu:

Pisanie jest łatwe, ale dobre pisanie jest bardzo trudne.

Wątek polityczny, powiadasz...? Czemu nie? Spróbuję.

Fajnie. Każdy rozdział jest coraz lepszy. Zdarzyło Ci się kilka błędów, literówek.


"- A jak myślisz, Felicity? - spytał zaczepnie. Brązowe oczy zamigotały niebezpiecznie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i otworzyła najbliższe drzwi po lewej. Zniknęła za nimi, mamrocząc coś o niegrzecznych krewnych."

Chacha.

"- Wynoś się, Fel, bo wyjdę i złamę ci rękę!"
Zjadłaś "i". 'Złamię'.

Spectrum <3

"W odpowiednim momencie pomogą ci, jak mogą."
'Ci' z wielkiej litery.:d

"- Zaprowadzę cię zaraz do Magnusa, jeśli chcesz. Byłyśmy u niego - zaproponowała Felicity."
Lepiej tak:"-Zaprowadzę cię zaraz do Magnusa, jeśli chcesz - zaproponowała Felicity. - Byłyśmy u niego."

Będę czytał dalsze części. Czekam.

Pozdrawiam.
K.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Sob 19:36, 27 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
Aktor Teatralny



Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łysa Góra
Płeć: Artystka

PostWysłany: Wto 20:49, 11 Cze 2013    Temat postu:

Dobra, z tym rozdziałem trochę mi zeszło. Wena, brak weny, wena, brak, wena, brak, wena, brak, wena... Tak wygląda moje życie. Straszny ze mnie leń. No cóż, mam nadzieję, że nie za krótkie. Z pozdrowieniami dla mojego wytrwałego recenzenta Kuby Wink


ROZDZIAŁ 4.
FAERIE

Grupa Nocnych Łowców pod wodzą Darrena Penhallowa pojawiła się w Instytucie koło szóstej wieczorem. Przewodniczący był wysokim jak tyczka, podstarzałym człowiekiem o ciemnych włosach przyprószonych siwizną i podejrzliwych, szarych oczach. Miał na sobie elegancki zestaw w stalowym kolorze. Jedynym zdziwieniem w niczym nieodstającym od przeciętnego lorda wyglądzie mógła być stela trzymana w chudej, kościstej dłoni.
Pozostała trójka Nephilim nosiła czerń. Mężczyźni obładowani byli bronią, poczynając od serafickich mieczy, a kończąc na chakramach. Dwóch z nich wyglądało na około trzydzieści lat, mieli piaskowe włosy i identyczne kości policzkowe. Ostatni był starszy od wszystkich, na oko chodził po Ziemi już ponad pół wieku. Biała broda upodabniała go do Świętego Mikołaja.
- Witajcie - przywitał ich od progu Jonathan. Diana i Felicity skłoniły głowy.
- Dawno się nie widzieliśmy, Herondale - powiedział Penhallow. Miał niemiły głos przypominający łamiące się wczesną wiosną kry w rzece.
- Życie w Idrisie nie jest tak ciekawe jak tu. Oto moje córki, Diana i Felicity.
Darren przyjrzał się obu dziewczętom. Zmierzył je dokładnie spojrzeniem zimnych oczu i spytał:
- Która z was, moje panie, była narzeczoną Michaela?
Diana drgnęła i odpowiedziała cicho:
- Ja, proszę pana.
- Składam kondolencje.
Starszy mężczyzna stojący obok braci chciał chyba coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
Darren zauważył ten ruch kątem oka i przedstawił towarzyszy:
- To Samuel i Gordon Verlac, bliźniacy. Ten stateczny człowiek to z kolei Owen Blackthorn.
Owen ukłonił się paniom.
- A gdzie dobra Seraphine? - spytał, a w kącikach oczu pojawiły mu się zmarszczki.
- Seraphine uczy Alberta - wyjaśnił Jonathan. - Jeśli mogę spytać, czy to cała kompania?
Penhallow machnął ręką na te słowa.
- Nie, dwie osoby powinny się jeszcze później zjawić. Mają zadanie do wykonania.
Felicity posłała siostrze znaczące spojrzenie.
- Skoro tak, zapraszam na herbatę. Carol pokaże potem pokoje.
Grupa ruszyła do salonu, a czarnowłosa dziewczyna postukała starszą siostrę w ramię.
- Musimy pójść sprawdzić, co oni robią. Charles pomoże tacie, gdy się przebierze i zmyje to całe błoto. Mówił, że wysadzili ich koło Royal Albert Hall.
- W Knightsbridge?
- Właśnie tam. Myślę, że wrócą przez Kensington Gardens. Możemy się na nich zaczaić.
- Dobrze, ale następnym razem to ja wkładam turkusowy kapelusz.
Fel zrobiła niechętną minę, ale skinęła głową.
- Sprzedane.

***

Dwa cienie przemykały niczym duchy między drzewami. Gdy znalazły się wystarczająco daleko od cywilizacji, jeden z nich wysunął przed siebie rękę. Jasne światło rozbłysło w jego dłoni, przeciekając przez smukłe palce.
Młody mężczyzna rozejrzał się, szukając wśród zielonych trawników czegokolwiek podejrzanego.
- Niedaleko jest wejście do pałacu faerie - wyszeptał. - Lepiej, by była punktualnie.
- Bez nerwów, Montclaire - syknął drugi z ludzi. Był wysoki, tak że jego twarz niknęła w mroku nocy. - Przyjdzie.
Bezbarwny śmiech.
- Skąd wiesz? Zazwyczaj nie zachowuje się zbyt pomocnie.
- Zaufaj mi. Mam coś na nią.
Następne pięć, może dziesięć minut upłynęło w całkowitej ciszy, nieprzerywanej nawet szumem liści. Widać było, że Montclaire'a cała ta sytuacja niebywale stresowała. W końcu na ścieżce pojawiło się światło, a wraz z nim kobieca sylwetka. Po chwili postać zbliżyła się na tyle, by można było poznać rysy jej twarzy. Miała klasyczną, bladą twarz okoloną burzą nienaturalnie czerwonych włosów.
- Witajcie, Nephilim - przywitała się wysokim, śpiewnym głosem.
- Pani. - Obaj mężczyźni skłonili się nisko. Kobieta machnęła szczupłą dłonią. Spowita była w lekką suknię z lejącego się materiału o odważnym kroju. - Nie bawmy się już w te uprzejmości, choć bardzo mi to pochlebia. Czego ode mnie chcesz, Penhallow?
Przyjaciel Montclaire'a uśmiechnął się czarująco i wstał, ciągnąc za sobą towarzysza.
- Mamy mały problem, jak już zapewne wiesz.
Piękna dama odgarnęła wirujące loki z policzków.
- Zaiste, dużo wiem, a ta sprawa nie stanowi wyjątku.
- Więc nie muszę wyjaśniać, o co mi chodzi. Tym lepiej.
Faerie westchnęła i powiedziała:
- Nie wyjawię ci, czyja to sprawka. Naraziłabym tym na niebezpieczeństwo cały mój lud.
Usta Penhallowa drgnęły.
- Wiem, co ukrywasz. Wiem o klątwie.
Rude brwi powędrowały do linii włosów.
- I komu powiesz? Clave? Nie uwierzą ci.
- Mam zgoła inny zamiar.
Faerie odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Życzę powodzenia.
Okręciła się na pięcie i znikła w oddali. Źródło światła zniknęło razem z nią.
Ambroise Montclaire westchnął i uniósł dłoń z magicznym kamieniem, który świecił. Obaj ruszyli z powrotem zadumani, co raczej nie było w ich stylu.
Wtem zza krzaka wypadła błyskawicznie jakaś postać. Dziewczyna o ciemnych włosach złapała Ambroisa za ramię i przyłożyła mu sztylet do gardła.
- Gdyby byli panowie tak uprzejmi i powiedzieli mi, który z was jest Penhallowem, byłabym wielce zobowiązana - wybrzmiał uprzejmy głos.
Zaskoczony syn Darrena wyciągnął błyskawicznie broń zza paska. Niestety, poczuł w tym samym momencie ukłucie między łopatkami.
- Nie robiłabym tego - ostrzegł drugi głos koło jego ucha. Również był kobiecy, choć bardziej altowy i czystszy.
Obaj mężczyźni westchnęli smętnie i unieśli ręce do góry.
- Chyba powinniśmy bardziej uważać - zauważył Montclaire. - Wujek mnie powiesi na dachu za szelki i zamówi fotografa.
Panny stłumiły śmiech.
- Ale na poważnie, nie dowie się, jeśli nam powiecie - wyjaśniła Felicity.
Ambroise spojrzał pytająco na przyjaciela, który odezwał się:
- To ja. James Penhallow, do... usług.
Diana poznała ironię w jego głosie. Obróciła chłopaka w swoją stronę, odejmując sztylet od jego pleców i przystawiła do szyi.
- Jeśli myślisz, że to śmieszne, to znajdujesz się w błędzie - wycedziła.
James zamrugał, zbity z tropu. Strój dziewczyny nie był czarny, lecz biały. Przy kołnierzu nosiła runę żałoby, która znikała za materiałem.
Poza tym była naprawdę ładna. Złote włosy zebrała z tyłu w warkocz, choć jeden kosmyk wymsknął się z upięcia, opadając luźno na czoło.
Penhallow po raz pierwszy w swym dziewiętnastoletnim życiu zapomniał języka w gębie. Zazwyczaj wymyślał na poczekaniu jakiś błyskotliwy komentarz, ale teraz...
Tymczasem Felicity puściła Ambriose'a i spytała się go grzecznie:
- Pański wujek mieszka w Londynie?
Montclaire uśmiechnął się do dziewczyny.
- Przyjechał do Instytutu, tak jak my. Nazywa się Owen Blackthorn.
- Och, poznałam go dzisiaj. Przemiły człowiek. Przepraszam za brak taktu, przecież nawet się panu nie przedstawiłam! Felicity Herondale.
- Ambroise Montclaire. Bardzo mi miło poznać tak waleczną panienkę.
Felicity spłoniła się, podczas gdy Diana puściła Penhallowa i pogoniła ścieżką do powozu z logo Instytutu na drzwiczkach. Montclaire i młodsza z dziewczyn także weszli do środka.
- To moja siostra, panowie, Diana Herondale - przedstawiła starszą z nich Felicity.
James oparł się o drzwiczki powozu z ironicznym uśmiechem.
- Co strzeliło pannom do ślicznych główek, by o tej porze wychodzić z ciepłego Instytutu tylko po to, by skopać tyłki dwóm gentelmanom, jeśli można wiedzieć?
Diana posłała mu złudny półuśmieszek.
- Martwiłyśmy się. Tak błąkać się po nocy? Gentelmeni nie włóczą się nieelegancko po ciemnicy!
Penhallow ułożył usta w cienką kreskę. Montclaire posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- To nic takiego, naprawdę. Zbieraliśmy nowe dane od szpiegów Clave wśród Faerie - wyjaśnił spokojnie.
Siostry popatrzyły po sobie niepewnie.
- Cóż, odwieziemy panów do Instytutu. Tam mogą panowie zdać raport - powiedziała Diana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Książka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin